Translate

niedziela, 19 października 2014

LEPSZA POŁOWA DNIA...

Dzień dobry wieczór Robaki :*


Zaczynamy przygodę z Blogspotem. 

Część z Was pewnie kojarzy mnie z Pingera, jednak tamtejszy portal i administratorzy skutecznie umieją zniechęcić człowieka do blogowania :P


Przechodźmy powoli do rzeczy...

Ten pierwszy post o wszystkim i o niczym, przypomina mi jak trudne bywają początki. 
W głowie króluje pustka, a wszystkie moje złote myśli razem z kaczkami zmierzają chyba właśnie w stronę ciepłych krajów.

Dzisiejszy dzień zdecydowanie mnie rozpieszczał.
Na chwile zapomniałam o pracy, sytuacji rządowej kraju, wysokich podatkach i korkach ulicznych.
Przeżyłam go tak jak lubię najbardziej - AKTYWNIE :)
W 100% skupiłam się na sobie, synu, łapaniu garściami pogody i przyjemnościach.

Niezastąpiony jak zawsze w takich chwilach okazał się wygodny strój
Koszulka-Sinsay, Jeansy-Stradivarius
Polar-F&F


Niezastąpione w codziennym życiu konie mechaniczne dziś zamieniliśmy na ukochane dwa kółka.










Jak przedstawiają załączone obrazki,bez głupich min, wyścigów i ogólnego szaleństwa ciężko nam się obyć.

Właśnie w takich chwilach uświadamiam sobie jak cenna jest umiejętność, by choć przez chwile znów poczuć się jak dziecko :)

Olewam złowrogie spojrzenia przechodniów, przypominające, że w moim wieku coś takiego już nie przystoi :P

Dobra zabawa należy się przecież każdemu. Prawda? :)



Do roweru moje dziecko przekonać nie jest ciężko, chyba, że próba taka odbywa się po odbytej dzień wcześniej 30 km rowerowej wyprawie :)
 Oooo tak wtedy rodzi się problem. Tyłek musi odpocząć, a umysł młodziana wyprzeć z pamięci tortury i katusze które zafundowała mu rodzicielka.
Przygoda taka zdarzyła nam się raz w życiu. Do zaplanowanych 10 km dołożyliśmy jeszcze 20 usilnie szukając skrótów do domu. Pedałowałam z duszą na ramieniu, modląc się w duchu by młody przeklął matkę,a nie rower. Ponarzekał, po marudził o własnych siłach do mety dotarł i mimo wszystko ani mnie ani dwóch kółek nie znienawidził.
O ile z rowerem idzie łatwo, do drugiej mojej miłości przekonać go nie mogę. Konie traktuje jak zło konieczne i na bliżej niż 2 metry nie podejdzie. 
Wierząc w dewizę "nic na siłę" mam nadzieje, że niechęć do czterokopytnych  mu minie i jeszcze kiedyś pogalopujemy razem siodło przy siodle.
Dziś  mimo wszystko młodzian dzielnie sprawdzał się w roli nadwornego fotografa matki, powstrzymując się od jego ulubionego komentarza: "O mój Boże jak toż to śmierdzi" :)



Wizytę w stadninie trzeba było królewiczowi jakoś jednak zrewanżować :P


Łapy do tej pory bolą od naprężania cięciwy, ale zabawa z łukiem jest przednia ;) Z czystym sumieniem polecamy ją każdemu kto nie próbował.

Reszta atrakcji dnia dzisiejszego z aktywnością i zdrowym trybem życia nie miała już zbyt wiele wspólnego. 
Chyba, że naukowcy właśnie odkryli zbawienny wpływ pizzy i lodów na ludzki organizm ;)

PODSUMOWUJĄC:
Uwielbiam taką jesień, moje dziecko i aktywne formy spędzania wolnego czasu. Taki dzień mimo wzmożonego ruchu i wysiłku nie tylko nie meczy, ale pomaga maksymalnie naładować nasze akumulatory.

A jak minęła Twoja niedziela? ;)





7 komentarzy:

  1. A Ty jak zwykle pięknie wyglądasz :)
    U mnie niedziela w połowie rodzinna, w połowie aktywna, ale obyło się bez większych grzechów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana :*
      Nie ma to jak łapać komplementy za tzw. strój roboczy :*
      Ciesze się, że i Twoja niedziela była udaną :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ja po dziś dzień doszukuje się w nim fizycznego podobieństwa do mnie :P
      Ale jak spojrzę na charakter to wypisz wymaluj istna mamusia :P

      Usuń
  3. Cóż za piękny wpis, taki inny. :) Też strzelałam z łuku, świetna sprawa.:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! W końcu Cię znalazłam :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń